wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 3.

Sobota, dzisiaj Lin wstała o 10:00.  Ubrana i uczesana musiała iść zrobić zakupy w mieście i zaprowadzić psa do weterynarza. Jej piesek miał pokaleczoną prawą łapkę, ponieważ bardzo lubił wchodzić tam gdzie nie trzeba.
Linsey pomyślała, że jak wróci do domu i ogarnie jej czysty pokój, to zrobi sobie dzień relaksu.
Gdy wróciła i posprzątała, od razu odsłoniła zasłony (aby światło dotarło do pokoju) i usiadła na łóżku z maseczką. Po 10 minutach ktoś zapukał do jej okna, a ona bardzo się wystraszyła. Zobaczyła, że za oknem stoi Jerry i Max (jego najlepszy przyjaciel). „O kurczę blade! Co ja mam zrobić? Mam tą okropną maseczkę na twarzy” pomyślała i szybko otarła twarz od ręcznik, który leżał na łóżku. Otworzyła okno i popatrzyła w lśniące oczy Jerry’ego.  – Siemka Lin!- Powiedział uśmiechnięty Jerry- Widzę, że robiłaś maseczkę, nie wiem po co dziewczyny to na siebie kładą skoro i tak są piękne-. Lin uśmiechnęła się do niego szeroko i powiedziała, że to tylko maseczka nawilżająca. Do Maxa zadzwonił telefon, więc odszedł kawałek dalej.
- Masz maseczkę na nosie- zachichotał Jerry. Linsey zaczęła wycierać cały nos, ale jak na złość nie mogła znaleźć tego miejsca gdzie maseczka została. Jerry przybliżył się troszkę bardziej do Lin, uśmiechnął się, wyciągnął swoją męską, lecz wysuszoną delikatnie dłoń i dotknął nos Lin tak, aby wytrzeć maseczkę.

- Tobie raczej nie potrzebna żadna maseczka, bo i tak jesteś piękna.- Powiedział Jerry. Obydwoje na siebie patrzyli, przez sekundę i obydwoje się uśmiechnęli. Nagle Lin odwróciła wzrok i zaczęła wypytywać go, co tutaj w ogóle robi i skąd wiedział, że to ona. Ten odpowiedział, że szedł z Maxem do jego dziewczyny i zauważył, że to ona, ponieważ poznał jej piękne długie włosy i tą jej słodką kokardkę.
Po jakimś czasie chłopcy poszli, a ona zaczęła malować paznokcie (na przeźroczysto), potem poszła wziąć kąpiel w wannie i poszła spać.

Ostatni dzień „normalnego” chodzenia do szkoły, bo z resztą już następnego dnia będzie zakończenie roku szkolnego.
Każdy już przychodził tylko z torebką lub bez niczego do szkoły. Na lekcjach był harmider i nawet Lin była rozgadana i podekscytowana tym, że idą wakacje. Z lekcji na lekcje było coraz weselej, wszyscy się śmiali (nawet nauczyciele).
Lin siedziała z Ashley, lecz ta, co chwile chodziła po klasie i gadała z chłopcami.
Po chwili przysiadł się do niej Jerry i zaczął opowiadać, jakie ma plany w wakacje. –Wiesz, może..- Zaczął Jerry-..Może byś ze mną poszła na lody pierwszego dnia wakacji? A potem moglibyśmy się przejść gdzieś. Co Ty na to?- Powiedział.
-To niezły pomysł, bo ja raczej nic nie robię w te wakacje.- Zachichotała dziewczęco Linsey.
Jerry cały się rozpromienił -To jesteśmy umówieni- Powiedział radosny i odszedł do swojej ławki. Linsey, była bardzo podekscytowana, nagle podbiegła do niej Ashley i zaczęła wypytywać, co chciał od niej, a ta odpowiedziała, że chciał się z nią umówić na lody. Ashley wybuchła śmiechem, a później popatrzyła na nią i spytała, czy pójdzie.
Lin zdziwiona zapytała, czemu nie, przecież wydaje się miły.
-Ty myślisz, że jest miły tak bez powodu? Ty chyba życia nie znasz… Chłopak tylko chce cię przelecieć i tyle.-Powiedziała jej wprost. Linsey przemyślała to, co powiedziała Ashley i powiedziała, że się zastanowi.
Zadzwonił dzwonek na przerwę, wszyscy wybiegli z klasy jak szaleni. Lin poszła do domu szczęśliwa i nie mogła się doczekać jutra. Gdy dotarła do domu, usiadła na chwilę na ławce przed nim i myślała, o Jerrym.
„Może to prawda, co mówiła mi Ashley? Może on tylko chce tego? A może, jednak chce mnie, bo mu się podobam. Jak bym z nim była… on jest taki… Seksowny. O boże, może jestem dziwna, ale te jego męskie ręce na moim ciele, jego usta na moich, jego umięśniony brzuch. Nie! Bez przesady, znam go tylko 2 tygodnie.” Lin wstała i poszła do domu.
Wieczorem, leżała w łóżku i ciągle myślała o nim. Nie wiedziała, że potrafi tak fantazjować. Jerry, bez koszulki, albo Jerry bez niczego. Gdy tak myślała, za każdym razem jej fantazje kończyły się na słowach, że znają się krótko, że nic z tego nie będzie.
Mama Lin, co chwile wchodziła do pokoju i pytała ją czy wszystko dobrze, bo Lin ciągle buja w obłokach.
Na kolacje miała pizzę zrobioną przez mamę (jej mama była bardzo dobrą kucharką), lecz nie myślała o pizzy, rodzinie, psu, przyjaciołach, ocenach, wakacjach, tylko o nim. –Lin? Czemu Ty tak bujasz w obłokach cały dzień?- Zapytała zaciekawiona mama. –Bo ja myślę o wakacjach- Odparła Lin. Mama uśmiechnęła się i pogłaskała ją po głowie- Czy Ty aby się nie zakochałaś? Nigdy Cię nie widziałam w takim stanie.- Powiedziała Mama. Lin wytrzeszczyła oczy, bo nie wiedziała co powiedzieć. Gdy zjadła, podziękowała za pizzę i poszła do swojego pokoju. 

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 2.


Linsey zawsze wstawała o 6:20, ponieważ do szkoły miała 40 minut drogi od jej domu, a poza tym była rannym ptaszkiem.
Zaczęła czesać jej długie włosy i spięła je jak zwykle kokardką, po czym zjadła tosty z serem, ubrała się, zabrała plecak z pokoju i wyszła do szkoły.
W drodze do szkoły Lin zorientowała się, że zapomniała pracy domowej i szybko zawróciła. Gdy była już pod szkołą lekcja się zaczęła. Wbiegła do klasy i zaczęła przepraszać za spóźnienie. Na środku pomieszczenia stał jakiś nieznany jej chłopak, po chwili pani wstała i powiedziała- Usiądź proszę. A więc.. To jest Jerry, wasz nowy kolega. Został wyd... A to już nie wasza sprawa.- Jej zakłopotany głos umilkł. Wszyscy uczniowie przywitali chłopca, po czym Jerry usiadł w jedynej wolnej ławce... Z Lin. Linsey popatrzyła w jego czarne oczy i uśmiechnęła się delikatnie. Lekcja dobiegła końca i wszyscy wyszli z klasy. Każdy (poza Lin) poszedł w stronę Jerry'go. Każdy pytał się „Skąd jesteś? Gdzie chodziłeś do szkoły? Dlaczego dalej tam nie chodzisz?''.
-Jestem z Poznania, ale mieszkam od miesiąca tutaj. No a nie chodzę tam do szkoły gdzie chodziłem, bo..-Głos mu ucichł-...Zostałem wydalony za to, że pobiłem takiego jednego idiotę-.
Wszyscy zaczęli patrzeć na niego z nie dowierzaniem.
Dziewczyny podbiegły do Lin, która stała pod klasą i uczyła się na sprawdzian.
-Linsey! Co Ty jak sama siedzisz?- Zapytała Maggie. Lin pokazała na książkę i wszystkie dziewczyny zorientowały się o co chodzi.-Widziałaś już tego nowego? Niezłe z niego ciacho, we ciemne oczy i włosy, lekko opalona cera, kolczyk w jednym uchu i ten zły błysk w oku! Jaki on fajny, ideał! Muszę się zacząć teraz ubierać bardziej sexy, żebym się mu spodobała..- Dokończyła Maggie.
-No ładny jest, ale.. Słyszałyście, że on pobił tego chłopaka? I to że pali?! Nawet pełnoletni nie jest. A Ty Maggie to nie ubieraj się bardziej sexy, bo będziesz wyglądała wulgarnie.- Powiedziała Lin.
-Haha! To co mam się ubierać jak Ty? Spódniczka taka grzeczna jak mojej babci, no i ta kokardka jak 5-cio latka! Ty lepiej się nie odzywaj, bo sama wyglądasz jak nienormalna.- Wyśmiała ją wkurzona Maggie.
Maggie uchodziła za najlepszą dziewczynę z klasy. Miała długie czarne włosy, ciemne oczy, ładny nos i zawsze super ciuchy. Zmieniała chłopaków jak rękawiczki, zawsze przystojnymi i fajnymi. Tylko, że ona sama w sobie była po prostu głupia i już po pierwszym spotkaniu całowała się z każdym chłopakiem.
Po następnej lekcji sensacja spowodowana dołączeniem do klasy nowego chłopaka troszkę ucichła, lecz cztery dziewczyny (wraz z Mag) stały i rozmawiały z Jerrym.
Z daleka było widać, że Maggie się do niego przymila. Jerry uśmiechał się do niej. Linsey spojrzała kontem oka na nich „Kurczę on jest naprawdę ładny” pomyślała. Gdy tak patrzyła zauważyła, że Jerry rozmawiając z dziewczynami popatrzył na nią i uśmiechnął się. Lin zaczęło walić serce z niewiadomego powodu, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
Lekcja się zaczęła, Lin usiadła do ławki. Na końcu wszedł Jerry i nie mógł znaleźć miejsca do siedzenia, aż zauważył, że znowu jedyne miejsce jest koło niej.
-Co on tak siada koło tej kujonki? Przecież widać było, że się we mnie zakochał. Wszystko przez Ciebie Katy, bo gdyby nie ty usiałby ze mną.- Powiedziała zdenerwowana Maggie.
Po chwili Jerry wyrwał z zeszytu małą kartkę i zaczął coś pisać. Gdy skończył rozejrzał się po klasie i delikatnie wsunął pod rękę Linsey. Lin znowu zaczęło być szybciej serce.
Teraz ona rozejrzała się po klasie i rozwinęła zawiniątko. W środku pisało „ Cześć :) Nazywam się Jerry, nie mieliśmy okazji się poznać. Jesteś Linsey prawda? Opowiedz o sobie. Ps. Bardzo ładna kokardka na włosach”.
Lin nie wiedziała co zrobić, uśmiechnęła się i zaczęła odpisywać „ Cześć :) Tak nazywam się Linsey. Mam 17 lat, lubię stare filmy i muzykę, śpiewam, rysuję i dużo czytam. Wydaje mi się, że dobrze się uczę. Teraz Ty, dziękuję.” Lin podsunęła kartkę równo złożoną pod piórnik Jerry’ego.  Jerry zaśmiał się cicho. Pisali tak całą lekcje i Lin nie zauważyła jak szybko minęła.
Gdy wyszli z klasy zza rogu za jej jedwabną bluzkę pociągnęła ją jakaś dziewczyna. Była to bardzo zdenerwowana Maggie, przy której stała jej koleżanka.
-Co Ty sobie kujonko wyobrażasz?! Nie chcę widzieć, że rozmawiasz z Jerrym! On jest mój, rozumiesz?!- Krzyknęła na nią. Lin się bardzo przestraszyła i poszła w stronę drzwi.
Wracając do domu zastanawiała się dlaczego Maggie pomyślała, że ona podrywa Jerry’ego i dlaczego tak na nią krzyknęła. W końcu o tym zapomniała.
Całą drogę myślała o Jerrym, nie o tym, że został wydalony i że pali, tylko o tym jak się uśmiechał i jakie komplementy jej prawił na kartce.
Pomyślała sobie, że może jednak jest tylko podrywaczem wsiadła do autobusu i pojechała do domu. 
Rozdział 1. 

-Daj mi spisać! No błagam!- Prosiły dziewczyny. Linsey oczywiście wyciągnęła zeszyt z ekonomii i czekała aż przepiszą zadanie. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy wbiegli do klasy. Linsey jak zwykle przygotowana, odpowiadała na pytania nauczyciela, robiła zadania i była z tego zadowolona.
Nie była zadowolona jednak z tego, że tylko ona taka była. Każda koleżanka stawała się przyjaciółką, gdy coś od niej chciała.
Lin była bardzo wrażliwą dziewczyną, uwielbiała śpiewać, malować, pisać wiersze i opowiadania. Wyglądała jak Alicja z krainy czarów. Długie blond włosy, zawsze jakaś delikatna bluzka i przód włosów spięty do tyłu kokardką w serduszka. Mimo tego, że była słodka to nikt jej nie akceptował.
Nie chodzi tu o dziewczyny, bo dziewczyny dosyć są lubiły, chodziło tu o chłopców.
Miała 17 lat, i mimo wieku miała mało (w porównaniu do innych dziewczyn) chłopaków.
Od jej ostatniego związku minęło ponad 2 lata. Chłopak, z którym się spotykała był zadufanym w sobie samolubem, który uważał, że nie chce mu się tego dalej ciągnąć, ponieważ mieszka AŻ dwadzieścia minut drogi od niej. Jego poprzednik był po prostu zboczony, Lin nie wiedziała, że chłopak może zacząć się kleić do dziewczyny po dniu, w którym się spotkali. Po drugie, uważał, że jest ideałem.
Wracali do siebie 2 razy, bo Lin myślała, że chociaż troszkę się zmienił- myliła się.
Jej życie miłosne nie było szczęśliwe.. Nigdy jej nikt nie pokochał za to, kim jest.
W drodze powrotnej, jadąc rowerem, wyobrażała sobie jak by jej życie mogło wyglądać, gdyby była inna. Bardziej szalona, odważna, idealna. Wiedziała, że nie umie nawiązywać kontaktów i jeśli kogoś pozna to od razu się do tej osoby przywiązuje.
Gdy stała z Ashley (szalona, przyjacielska i umiała zagadać do człowieka), która rozmawiała z chłopakami ze starszych klas, nie wiedziała, co mówić i czy w ogóle coś mówić.
W domu rzuciła torbę na podłogę w pokoju, po czym położyła się na minutę w łóżku i kontynuowała marzenia.
,,Jak bym była inna na pewno zagadałabym do kogoś, chociaż wiem, że najważniejsza jest nauka. Ale.. Brakuje mi tego, kurcze jak ja chciałabym, aby ktoś mnie przytulił, potem czuć jego zapach na bluzce. Ahh.. I żeby mnie kochał taką, jaka jestem nie seksowniejszą, nie bardziej szaloną, nie bardziej otwartą po prostu taką samą’’.
Po ciele Linsey przeszły ciarki, a z oka spłynęła maleńka łezka. – Kochanie obiad!- Zawołała ją mama.
Lin szybko otarła łezkę i poszła do kuchni.
Na obiad miała spaghetti i sok pomarańczowy. Gdy zjadła wstawiła wodę na jej ulubioną czerwoną herbatę i czekała aż czajnik zacznie gwizdać. W końcu udała się do pokoju i zaczęła robić lekcje.
-Linsey! Miałaś umyć naczynia! Dalej, ja mam dużo na głowie.- Zawołała mama z korytarza. Mama Lin wybierała się do wujka James’a. Lin zaczęła zmywać naczynia i zaczęła śpiewać. Uwielbiała to robić, ponieważ ją to za każdym razem odstresowało. Miała delikatną barwę głosu, może nie śpiewała jak profesjonalistka, lecz robiła to dość dobrze i czysto. Śpiewała piosenkę o przyszłości, o tym, kim i jaka będzie. Zawsze się nad tym zastanawiała, bo bała się czy kiedykolwiek kogoś pozna, czy kiedykolwiek ktoś ją pokocha.
Wiedziała, że bardzo dobrze się uczyła i będzie wykształcona, więc oto się nie martwiła.
Wyszła na ogród podlać bazylię. Hodowała ją od paru dni i bardzo o nią dbała, codziennie podlewała, wyrywała chwasty i ciągle ogradzała, bo jej psu bardzo smakowała ta roślinka.
Zachodziło słońce, Lin bardzo lubiła na nie patrzeć. Weszła na dach małej szopki, w której trzymali rowery i spoglądała na nie. –Słońce, proszę Cię, gdy wzejdziesz przynieś mi proszę coś dobrego. Nie chodzi mi już o popularność w szkole, nie o lepsze oceny, nie o więcej przyjaciół… Tylko o niego. Tego nieznajomego, który mnie pokocha, za to, kim jestem. Mam nadzieję, że tym razem mnie posłuchasz.- Szeptała Lin, z nadzieją.
Poszła do domu i weszła do swojego pokoju, po czym przeczytała ulubioną książkę i położyła się spać.